Edukacja w 21 wieku, Kompetencje globalne, Pomysł do klasy na dziś!

Czy szkoła musi dusić?

Portfolio party

Zawsze pamiętam pytanie mojej babci, gdy wracałam ze szkoły do domu. – Czego się dziś nauczyłaś?  I niestety, w większości przypadków, po trzech, czterech czy pięciu lekcjach, nie potrafiłam odpowiedzieć konkretnie poza zdawkowym „nic.” Bo siedzenie w ławce i bierne słuchanie wykładu o królu Łokietku czy monotonne pisanie angielskich zdań w takim czy inny czasie, lub uzupełnianie luk w tekście pod czytanką w żaden sposób nie utrwalał mi się w pamięci.

Natomiast pamiętam również z jakim przejęciem opowiadałam babci w wakacje o szkole międzynarodowej w Nowym Jorku, gdzie uczyłam się przez 5 lat. Na wakacjach opisywałam babci projekty, które robiliśmy na różnych lekcjach, na przykład grupowa praca nad stworzeniem oryginalnej utopijnej cywilizacji. Był to projekt połączonych klas j. angielskiego/literatury i historii. Nauczyciele po prostu połączyli swe pomysły i na obu klasach pracowaliśmy nad tym projektem. Nauczyciel historii oceniał wiedzę historyczno-społeczną, a nauczyciel literatury oceniał poziom języka i odniesienia do literatury. Do tej pory mam przed oczami model tej cywilizacji i mapę. Niestety, było to we wczesnych latach 1970-tych i nie mam zdjęć z tego projektu. Jedno jest pewne – dzięki tej współpracy rozwinęła się we mnie pasja do złożonych projektów edukacyjnych i rozwijania kreatywności.

Miałam wielkie szczęście już we wczesnych latach 1980-tych trafiając do szkoły, w której tę pasję mogłam rozwijać i uczyć jej również na moich lekcjach. Bo wiem, że kreatywność tkwi w każdym dziecku, mniej lub bardziej rozwinięta, ale jest. I tylko kwestia tego, czy szkoła zdusi ją w zarodku, czy pozwoli ją uwolnić.

W artykule „Intrinsic Motivation is Key to Student Achievement – But Schools Can Crush It” autorka potwierdza moje obserwacje. Uczniowie przychodzą do szkoły podstawowej z uśmiechem na twarzy i ogromną chęcią do nauki, otwarci na wiedzę i pełni zapału do tworzenia na jej podstawie czegoś nowego. I niestety w wielu przypadkach ich zapał do nauki i poznawania świata jest zduszony niemal na starcie: siedź cicho i nie gadaj, nie wierć się tylko czytaj, no jak czytasz, jak? Wyraźnie czytaj, jak to nie wiesz jak? Normalnie, czytaj. I słuchaj co mówię, bądź grzeczny, nie zadawaj głupich pytań. I nie ruszaj eksponatów, nie dotykaj urządzeń, bo złamiesz, patrz tylko jak ja robię. Nie rób nic, tylko siedź, słuchaj i pisz. No i jak piszesz, jak? Jak kura pazurem. Nie starasz się, jesteś leniwy. Co za słaby uczeń!

I po kilku latach taki uczeń idzie do szkoły jak na ścięcie. Czasem trafia mu się inspirujący go nauczyciel pasjonata, który potrafi z przejęciem opowiadać np. o historii (pamiętam taką sędziwą panią w podstawówce, której się słuchało z wypiekami na twarzy) czy kombinować co by tu zrobić by nie użyć podręcznika, jak mój „pan od francuskiego” który w 1976 roku wbiegał do klasy, siadał na krawędzi biurka z gitarą i przerabiał całą lekcję w piosenki. Długo nie popracował… Nasza motywacja do nauki języka spadła, bo każda licealistka wówczas chciała rozumieć francuskich piosenkarzy.

A tymczasem, jak się okazuje, „Inspirowanie wewnętrznej motywacji do nauki jest bardziej skuteczną strategią, by zainteresować uczniów i utrzymać ich uwagę na tym, czego mają się nauczyć. A nawet więcej, bo uczniowie faktycznie lepiej się uczą, gdy są motywowani w ten sposób. Podejmują więcej wysiłku, podejmują trudniejsze zadania i dochodzą do głębszego zrozumienia uczonych się pojęć.”

Zgadzam się również z profesor Deborah Stipek z Uniwersytu Stanford, autorką książki „Motywacja do nauki: od teorii do praktyki”, która pragmatycznie odnosi się do roli motywacji zewnętrznej. „Myślę, że najbardziej realistyczni ludzie w tej dziedzinie mówią, że musisz mieć obie formy motywacji” – mówi Deborah Stipek. „Możesz całkowicie polegać na wewnętrznej motywacji, jeśli nie obchodzi cię, czego dzieci się uczą, ale jeśli masz program nauczania i zestaw standardów, nie możesz po prostu pozwolić im na to by się uczyli wyłącznie tego, co ich interesuje”.

Ale wiem na pewno, że szkoła wcale nie musi dusić. I nawet mając podstawę programową jaką np. dostaję do ręki by uczyć j. angielskiego w programie międzynarodowej matury International Baccalaureat, mam wielkie pole do popisu, jeśli chodzi o sposób przeprowadzenia lekcji i zainteresowania nią uczniów do tego stopnia, by sami chcieli zgłębiać temat, by nie czuli się pod presją czy śmiertelnie znudzeni monotonną pracą na każdej lekcji.

W kilku wcześniejszych wpisach, na przykład w Dlaczego warto zmienić metodykę nauczania?  lub Podziel się swoją kreatywnością albo w Naucz uczniów uczyć innych opowiedziałam o tym, w jaki sposób można prowadzić lekcje by dostarczyć uczniom emocji, obudzić w nich drzemiącą kreatywność, i wzbudzić w nich chęć nie tylko uczenia się konkretnego tematu, ale zgłębiania go dobrowolnie, z ciekawości.

A może się mylę? Może już nikt nie uczy jak w latach 70-tych, i szkoła wcale już nie dusi?

Copyright © 2017-2018 oczkiemwedukacje.pl © 2017-2018 Wszystkie prawa zastrzeżone
%d bloggers like this: